|
Przehandlowane czlowieczenstwo
Chinskie rzady w Tybecie sa bardziej okrutne od wszystkich innych rezimow komunistycznych.
Aleksander Solzenicyn
Od 1989 roku Polska uchodzila za glownego partnera Zachodu w naszej czesci Europy w dziedzinie ochrony praw czlowieka. Obraz ten, przysparzajacy nam prestizu i sympatii opinii publicznej w swiecie demokratycznym, zostal powaznie zachwiany rok temu, kiedy to polska delegacja poparla Chiny, wstrzymujac sie od glosu podczas proceduralnego glosowania na forum Komisji Praw Czlowieka ONZ w Genewie. Rownie szokujacy jak samo stanowisko naszego rzadu byl fakt, ze o decyzji MSZ pierwsza dowiedziala sie delegacja chinska, a nie polska. Niemal do ostatniej chwili nasi delegaci byli przekonani, ze zaglosuja tak jak wszystkie panstwa Unii Europejskiej, Stany Zjednoczone, Kanada czy Rosja. Podobnie mylili sie przedstawiciele Dwunastki i USA, ktorzy nie probowali nawet zabiegac o glos Polski, koncentrujac swe wysilki na przekonaniu do stanowiska Unii Europejskiej, ktora rezolucje te sponsorowala, panstw takich jak Wegry. Najprawdopodobniej wyszli z blednego, jak sie okazalo, zalozenia, ze skoro w tym samym czasie minister Olechowski zabiega o zblizenie Polski z Unia Europejska w Brukseli, Polska nie zaglosuje przeciwko rezolucji tejze Unii.
Wypadki te wywolaly oburzenie i polemike w parlamencie i mediach. Podczas 14 posiedzenia sejmu, 10 marca 1994 roku, po dluzszej, iscie mrozkowskiej dyskusji, poslowie Bogdan Borusewicz, Andrzej Potocki i Henryk Wujec zdolali sklonic podsekretarza stanu w MSZ Stanislawa Szymanskiego do odczytania listy panstw, ktore poparly wniosek Chin o niepodejmowanie zadnej uchwaly w sprawie rezolucji Dwunastki, glosujac za wnioskiem Chin badz wstrzymujac sie od glosu. Przy wtorze smiechow calej sali uslyszelismy: Angola, Bangladesz, Barbados, Brazylia, Chile, Chiny, Cypr, Ekwador, Gabon, Indie, Indonezja, Iran, Kamerun, Kenia, Kolumbia, Kuba, Lesotho, Libia, Malawi, Malezja, Mauretania, Mauritius, Meksyk, Nigeria, Pakistan, Peru, Polska, Republika Korei, Rumunia, Sri Lanka, Sudan, Syria, Tanzania, Togo, Urugwaj, Wenezuela, Wybrzeze Kosci Sloniowej... Na koniec marszalek Zych zwrocil uwage przedstawicielowi MSZ - ktory podczas swego wystapienia podkreslal, iz "Polska przywiazuje zasadnicza wage do problematyki praw czlowieka" i za "naczelna zasade naszej polityki" uznaje "uniwersalny charakter" owych praw - ze "czasami zajmujac stanowisko w sprawie proceduralnej, doprowadza sie do takiego samego skutku, jak zajmujac je w sprawie merytorycznej". Prasa pisala o handlowaniu prawami czlowieka, przypominajac ujawniony przez prof. Andrzeja Rzeplinskiego z Komitetu Helsinskiego fakt sprzedania wczesniej glosu Polski Pakistanowi za obietnice zakupu w naszym kraju 200 czolgow (notabene, z obietnicy tej Pakistan nie wywiazal sie). Eksperci ONZ sa przekonani, ze za glos Polski na rzecz Chin odwdzieczono sie nam wlasnie zakupem 200 czolgow. Czyzby byla to ustalona cena, jaka placi sie za glos Polski na forum Komisji Praw Czlowieka ONZ? A ile kosztowal nas ten glos w stosunkach z panstwami Dwunastki i USA? Czy wlasnie 200 czolgow warta jest nasza lojalnosc i wiarygodnosc w oczach partnerow z NATO i Unii Europejskiej, nie wspominajac juz o losie ofiar chinskiego rezimu komunistycznego? A moze panstwa te w ogole nie zwrocily uwagi na to, jak glosowala Polska, i dyskusja ta jest bezprzedmiotowa? Mysle, ze przynajmniej na to ostatnie pytanie uda sie nam tu odpowiedziec.
Minal rok. Na przelomie lutego i marca, podczas 51 sesji Komisji Praw Czlowieka ONZ w Genewie poddana zostanie pod glosowanie kolejna rezolucja w sprawie przestrzegania praw czlowieka w Chinach. Warto dodac - lagodniejsza niz przed rokiem. Warto tez dodac, ze tym razem dysydenci chinscy i przedstawiciele Tybetanskiego Rzadu Emigracyjnego Jego Swiatobliwosci Dalajlamy, ktory jest najwyzszym duchowym i politycznym przywodca okupowanego przez Chiny Tybetu, prosili o nieprzedstawianie rezolucji w sprawie Chin. Choc ich stanowisko moze wydawac sie zdumiewajace, nie ma w nim nic tajemniczego. Po porazce w zeszlorocznym glosowaniu - o ktorej, jak twierdzi wielu ekspertow, w tym przedstawiciele brytyjskiego MSZ, zdecydowal glos naszego kraju, gdyz wiele mniejszych i bardziej zwiazanych gospodarczo z Chinami panstw uzaleznilo swoje stanowiska od postawy Polski - sytuacja w dziedzinie praw czlowieka w Chinach ulegla znacznemu pogorszeniu. Przyczynilo sie do tego rowniez stanowisko Billa Clintona, ktory pod naciskiem lobby przemyslowego oddzielil kwestie poszanowania praw czlowieka od kontaktow gospodarczych w stosunkach z Chinami. Przesladowani przez komunistyczny rezim w Pekinie obawiaja sie, ze kolejna porazka pogorszy jedynie ich los. Niemniej panstwa Unii Europejskiej i USA, przypierane do muru przez media i opinie publiczna, projekt rezolucji wniosa. Jak tym razem zachowa sie nasz rzad? Czy jeszcze raz uslyszymy metne wyjasnienia o "odleglosci, niepelnej wiedzy o niektorych realiach, nie ulatwiajacych podjecia jedynie slusznej i absolutnie jednoznacznej decyzji", jak tlumaczyl stanowisko Polski w zeszlym roku wspomniany podsekretarz Szymanski? W tym roku sytuacja jest zupelnie jasna. Tak w kwestii przestrzegania praw czlowieka przez komunistyczne Chiny, jak w kwestii wyboru, przed ktorym stoi nasz kraj.
Wspomnialem juz, ze chinska opozycja demokratyczna oraz Tybetanczycy uwazaja, ze pod wieloma wzgledami sytuacja w dziedzinie przestrzegania praw czlowieka w Chinach ulegla pogorszeniu. Pisal o tym na lamach Gazety Krzysztof Lozinski w doskonalym artykule, zatytulowanym "Pieklo Srodka czy kopalnia zlota". Nawet administracja USA, oceniajaca - warto podkreslic - sytuacje w dziedzinie przestrzegania praw czlowieka w krajach takich jak Chiny znacznie lagodniej, niz organizacje miedzynarodowe zajmujace sie ta problematyka, stwierdza, "brak poprawy, a nawet odcinkowe pogorszenie, w dziedzinie wolnosci slowa, stowarzyszania [sie] i wyznania", zauwazajac jednak i "pozytywny rozwoj systemu prawnego" (o czym doskonale wie polskie MSZ, gdyz cytat ten pochodzi z jego dokumentu).
W 1994 roku, w trzy miesiace po glosowaniu w Genewie, powolane zostalo Parlamentarne Forum na Rzecz Tybetu, systematycznie informujace poslow, senatorow i rzad RP o sytuacji w dziedzinie przestrzegania praw czlowieka w Chinach i Tybecie. Do Forum nalezy ponad dwudziestu poslow z Unii Wolnosci, Unii Pracy i BBWR. Nie ma w nim przedstawiciela SLD, PSL ani KPN (Konfederaci twierdza, ze Leszek Moczulski prowadzi wlasna polityke wobec ChRL, cokolwiek mialoby to znaczyc i jakkolwiek sie objawiac.) Co ciekawe, istnienie Forum zdaje sie przeszkadzac tak Chinom, jak Ministerstwu Spraw Zagranicznych i Kancelarii Sejmu. W czerwcu 1994 przedstawiciel MSZ przyjal Charge d'Affaires ChRL pana Tan Pingera w zwiazku z opublikowana przez Gazete informacja o utworzeniu Forum. Pan Tan Pinger, powolujac sie na instrukcje otrzymane z MSZ ChRL, stwierdzil m.in., ze Tybet jest "integralna czescia Chin juz ponad 700 lat i nigdy nie byl panstwem niepodleglym". Cytuje te akurat mysl pana Tan Pingera, gdyz doskonale ilustruje ona ducha logiki chinskiej argumentacji w sprawie Tybetu. Wiekszosc uczniow polskich szkol podstawowych wie, ze "ponad 700 lat" temu, na poczatku XIII wieku, powstalo imperium Czyngis-chana, ktore przetrwalo na terenie obecnych Chin przez ponad sto lat. 700 lat temu Chiny byly wiec krajem okupowanym, podobnie jak Tybet, tyle ze znacznie dluzej, przez mongolskie hordy. Przypomne, ze imperium Czyngis-chana rozciagalo sie od Oceanu Spokojnego po Morze Czarne - jesli politycy chinscy beda konsekwentnie poslugiwac sie tego rodzaju argumentacja, pewnego dnia moga uznac za "integralna czesc Chin" rowniez Europe poludniowo-wschodnia. Swoja droga, ciekawe, jak zareagowalaby na przyklad Francja, gdyby Polska wysunela wobec niej roszczenia terytorialne z uwagi na fakt pozostawania przez oba panstwa pod okupacja niemiecka w czasie II Wojny Swiatowej? Co sie zas tyczy niepodleglosci Tybetu, Zgromadzenie Ogolne ONZ czterokrotnie debatowalo na temat "Dachu swiata", jednoznacznie potepiajac chinska "agresje" i "inwazje" na Tybet. Rzecz miala miejsce w czasach, kiedy slowami takimi jak inwazja i agresja okreslano jedynie atak na terytorium innego panstwa, a nie przesuniecie oddzialow wojskowych, powiedzmy, z wojewodztwa do wojewodztwa. Na forum ONZ Chiny popieral wowczas tylko blok panstw komunistycznych. Miedzynarodowa Komisja Prawnikow stwierdza krotko, nie wdajac sie w historyczne dywagacje: "w latach 1913-1950 [tzn. bezposrednio przed atakiem komunistycznych Chin] Tybet spelnial warunki panstwowosci uznawane powszechnie przez prawo miedzynarodowe". My jednak zostanmy jeszcze przy historii, chocby tylko na uzytek pana Tan Pingera. Nieco wczesniej niz ponad 700 lat temu, bo w VII wieku rozpoczal sie okres terytorialnej ekspansji Tybetanczykow, ktory trwal trzy stulecia. W polowie wieku VIII krol Trisong Decen podbil czesc Chin, zdobywajac ich owczesna stolice i zmuszajac chinskiego cesarza do placenia daniny Tybetowi. W roku 821 zawarto pokojowy traktat i ustanowiono granice miedzy dwoma panstwami. Tyle o historii. Jesli zas idzie o spotkanie przedstawiciela MSZ z panem Tan Pingerem, to ten ostatni na koniec wyrazil nadzieje, iz "strona polska rowniez traktuje przyjazn polsko-chinska jako dobro nadrzedne, nie podejmie krokow mogacych przyniesc szkode naszym stosunkom oraz powstrzyma ww. Forum przed podejmowaniem dzialan stanowiacych ingerencje w sprawy wewnetrzne Chin". Tu trzeba dodac, ze pan Tan Pinger wyjasnil wczesniej, ze za "ingerencje w wewnetrzne sprawy Chin" - oraz "insynuacje" - uwaza fakt, ze w "Gazecie Wyborczej podaje sie, iz uczestnicy Forum chca informowac opinie publiczna o lamaniu przez chinskie wladze praw czlowieka w Tybecie". Przykro mi, ze cytowane zdanie wydaje sie niejasne, ale z posiadanego przez nas dokumentu nie sposob wywnioskowac, czy pan Tan Pinger uznaje za ingerencje w wewnetrzne sprawy swojego kraju - i insynuacje - to, ze "Gazeta podaje", to, ze Forum chce informowac, czy tez to, ze wladze chinskie gwalca prawa czlowieka.
Zupelnie jasny jest natomiast list z listopada 1994 roku Ministra Spraw Zagranicznych RP do Szefa Kancelarii Sejmu, w ktorym stwierdza sie miedzy innymi, ze "dzialalnosc Forum jest niespojna z kierunkami prowadzonej przez Rade Ministrow, aprobowanej przez Sejm polityki zagranicznej RP wobec Chin, stosunki z ktorymi maja dla nas wymiar strategiczny. Dzialalnosc Forum prowadzic moze do oslabienia pozytywnych efektow niedawnej wizyty Prezesa Rady Ministrow RP Waldemara Pawlaka w ChRL, a takze nie sprzyjac klimatowi przygotowan do spodziewanej w 1995 wizyty Prezydenta RP w tym kraju. Stanowic moze pretekst dla wladz chinskich do wyhamowania, pomyslnego w chwili obecnej, procesu rozwoju polsko chinskich stosunkow politycznych i gospodarczych". Trzeba chyba wnosic, ze poparcie rezolucji Dwunastki i USA moglo, moze i bedzie moglo "oslabic i wyhamowac" jeszcze bardziej. Czyzby los tegorocznego glosowania - i nastepnych - byl juz przesadzony? Czy stosunki z Unia Europejska i USA maja dla nas wymiar mniej strategiczny? Nie od rzeczy bedzie tu dodac, ze ciala podobne do polskiego Forum istnieja we wszystkich niemal parlamentach Europy. W niektorych, na przyklad w norweskim, francuskim czy litewskim, sa one bardzo liczne. Przedstawiciele takich organizacji spotykaja rokrocznie na Swiatowym Forum Parlamentarzystow na Rzecz Tybetu.
I jeszcze jedno. Minister Olechowski pisze w swoim liscie: "jak dotychczas zadne z 158 panstw na swiecie utrzymujacych stosunki z ChRL (w tym wszystkie wielkie mocarstwa) nie kwestionuje suwerennosci Chin nad Tybetem. Warto w tym miejscu przypomniec, iz rzecznik Departamentu Stanu USA w czerwcu 1994 r. ponownie potwierdzil respektowanie przez Stany Zjednoczone zwierzchnictwa ChRL nad Tybetem. [...] Panstwa te oficjalnie nie popieraja prawa Tybetanczykow do samostanowienia". Rzecznik rzecznikiem, ale w pazdzierniku 1991 roku Kongres USA stwierdzil: "Tybet - w tym tereny przylaczone do chinskich prowincji Syczuan, Junnan, Kansu i Qinghai - jest w swietle ustalonych zasad prawa miedzynarodowego krajem okupowanym". W punkcie 7 tej samej ustawy czytamy: "od czasu chinskiej inwazji na Tybet Stany Zjednoczone w licznych deklaracjach uznawaly prawo Tybetu do samostanowienia i nielegalnosc chinskiej okupacji Tybetu". Nie mnie oceniac, czy Kongres USA nie ma rozeznania co do stanowiska Stanow Zjednoczonych, czy Minister Spraw Zagranicznych RP wprowadzil w blad Szefa Kancelarii Sejmu.
Prezydent Clinton, pod naciskiem lobby przemyslowego, postanowil oddzielic kwestie poszanowania praw czlowieka od stosunkow gospodarczych w relacjach z Chinami, ostatecznie zapominajac tym samym o zasadzie "trzech koszykow" (gospodarka, rozbrojenie, prawa czlowieka), wypracowanej niegdys przez KBWE i mowiacej, ze nie moze byc postepu w jednym koszyku (np. stosunkach gospodarczych) bez postepu w dwu pozostalych. Wielu ekspertow uwaza, ze wlasnie owa zasada zadecydowala o losie Zwiazku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Amerykanska prasa nie zostawila na Clintonie suchej nitki, zwlaszcza dlatego, ze podczas kampanii prezydenckiej krytykowal on Georga Busha za zbytnia ustepliwosc wobec komunistycznego rezimu w Chinach i obiecywal - rowniez na pismie - podniesienie taryf celnych na chinskie produkty, by zmusic Pekin do przestrzegania praw czlowieka w Chinach i Tybecie. Komentator New York Timesa, laureat nagrody Pulitzera, A.M. Rosenthal wzywal do stworzenia kodeksu, ktorego musialaby przestrzegac kazda firma amerykanska inwestujaca w Chinach, by obywatele USA "nie finansowali chinskich cel tortur". Udalo sie to wczesniej w przypadku RPA. Chiny musialyby dokonac wyboru: represje albo korzystny bilans handlowy (obecnie maja 30 miliardow dolarow nadwyzki w handlu z USA). Amerykanskie lobby przemyslowe zdolalo jednak wywalczyc przedluzenie klauzuli najwyzszego uprzywilejowania dla Chin. Jakie sa tego rezultaty (poza, oczywiscie, pogorszeniem losu chinskich dysydentow, katolikow czy ludnosci tybetanskiej)? Inny komentator New York Timesa, T.L. Friedman donosil w styczniu o zalewie rynku chinskiego pirackimi kopiami amerykanskich programow komputerowych, plyt kompaktowych itd., pochodzacych z panstwowych fabryk. Kiedy amerykanska administracja zagrozila nalozeniem na Chiny karnych taryf celnych, wladze w Pekinie uznaly, ze jak przed rokiem - w sprawie przyznania ChRL statusu najwyzszego uprzywilejowania - przyjdzie im z odsiecza amerykanski biznes. Ale teraz kola gospodarcze popieraja stanowisko rzadu. Dlaczego, czyzby szlo li tylko, jak chce komentator naszej telewizji, o "pirackie single Whitney Huston"? Oczywiscie, ze nie. Zdaniem New York Timesa amerykanscy biznesmeni zrozumieli wreszcie, ze przestepstwa gospodarcze sa po prostu druga strona medalu, ktorym jest brak rzadow prawa. John Kamm, glowny konsultant ds. gospodarczych w Chinach stwierdza, ze: "To samo naduzywanie wladzy i sily, ktore charakteryzuje polityke Pekinu w dziedzinie praw czlowieka, stalo sie dzis najwieksza przeszkoda w robieniu uczciwych interesow z Chinami".
Do tej pory wielu inwestorow amerykanskich sadzilo, ze poradzi sobie z wszelkimi problemami dzieki "guanxi", czyli "ukladom" z najwyzszymi urzednikami chinskimi. "Guanxi" nie pomogly jednak McDonaldowi, gdy wyrzucano go z najwiekszej na swiecie restauracji na Placu Tiananmen, nie ogladajac sie na zawarta wczesniej umowe, ktora miala obowiazywac przez dwadziescia lat. Nie pomogly tez, jak pisze Friedman, wielu amerykanskim firmom, ktore zostaly wyrugowane z rynku detalicznego przez chinskie przedsiebiorstwa powiazane z armia i "rodzinami panujacymi", ani tez wszystkim firmom zagranicznym, zmuszanym do placenia za bilety lotnicze, biura czy elektrycznosc trzykrotnie wiecej, niz przedsiebiorstwa chinskie. Nie mozna spodziewac sie tu latwych rozwiazan, gdyz domaganie sie od chinskich przywodcow przestrzegania podstawowych norm rzadzacych handlem miedzynarodowym, jest w istocie zadaniem wprowadzenia prawa handlowego, utworzenia niezawislych sadow, podjecia walki z korupcja itd. Co, oczywiscie, Pekin uznaje za "niedopuszczalna ingerencje w wewnetrzne sprawy ChRL" itd. itp., godzaca - dodajmy - w interesy politycznych i wojskowych elit, do ktorych nalezy wiele prywatnych wytworni i ktore czerpia ogromne zyski z korupcji i naduzywania wladzy. "Ten sam chinski but, ktory zdeptal studenckie demonstracje na placu Tiananmen w 1989 roku, wykopal z tegoz placu Ronalda McDonalda w roku 1994", konczy swoj artykul Friedman.
A wiec oddzielanie kwestii gospodarczych od praw czlowieka nie rozwiazalo problemow amerykanskich przedsiebiorcow. Wprost przeciwnie. Na poczatku lutego wybuchla, jak nazwala to Gazeta, "celna wojna polwiecza". Chiny pojda w niej na ustepstwa - potrzebuja tylko kilku rytualnych posuniec, ktore umozliwia chinskim politykom "zachowanie twarzy" oraz uzyskanie jakichkolwiek ustepstw Amerykanow. I tu nasuwa sie wazne pytanie: Co pozwala sadzic polskim politykom, ze sprzedajac Chinom glos Polski na forum Komisji Praw Czlowieka ONZ zdolaja zapewnic polskim firmom i towarom wazne i bezpieczne miejsce na rynku chinskim? Wedlug komentatora New York Timesa ryzyko inwestowania w Chinach wydaje sie dzis "zbyt duze", mimo ze jeszcze wczoraj wszystkie wielkie koncerny uznawaly, iz musza byc obecne na tak ogromnym rynku. Jezeli jest to ryzykowny rynek dla kapitalu amerykanskiego, ktory dysponuje szeregiem mozliwosci wywierania oficjalnych i nieoficjalnych naciskow na ChRL, czy nie istnieje duze prawdopodobienstwo, iz okaze sie pulapka dla znacznie slabszych firm polskich? Pojawia sie tu rowniez inne pytanie, ktore postawil w swoim artykule Krzysztof Lozinski. Czy zyskowny handel z Chinami wymaga przyjazni z ChRL? Otoz odpowiedz brzmi oczywiscie "nie". Najlepszym przykladem sa tu panstwa Unii Europejskiej i Stany Zjednoczone. W koncu to wlasnie te kraje, kraje, ktore domagaja sie od ChRL przestrzegania praw czlowieka, sa najwazniejszymi partnerami Chin. Nie twierdze tu bynajmniej, ze rzady USA i panstw UE uwazaja prawa czlowieka za decydujacy aspekt swych stosunkow z Chinami. Wprost przeciwnie, gdyby tylko mogly nie liczyc sie z opinia publiczna, zapewne najchetniej zapomnialyby o chinskich dysydentach i zajely sie wylacznie umacnianiem swoich pozycji na rynku chinskim. Sytuacja Polski jest znacznie trudniejsza - nie jestesmy i nie mozemy byc dla Chin partnerem tak waznym jak kraje zachodnie, musimy wiec o wzgledy ChRL zabiegac. Trzeba jednak spytac, czy musi sie to objawiac sprzedawaniem naszego glosu na forum organizacji miedzynarodowych, a nie np. towarow po konkurencyjnych cenach. Trzeba tez spytac, czy Chiny zastosowaly jakies restrykcje gospodarcze wobec panstw, znajdujacych sie w sytuacji podobnej do naszej, ktore poparly Dwunastke w glosowaniu w Genewie - na przyklad Wegier. I znow odpowiedz brzmi "nie". Kiedy w 1993 roku Jego Swiatobliwosc Dalajlama rozmawial z poslami w polskim sejmie i spotykal sie z Prezydentem RP, Chiny straszyly nasz MSZ zerwaniem roznych kontraktow. Skonczylo sie oczywiscie na grozbach, gdyz Chinom zalezy na wymianie gospodarczej ze swiatem tak samo, jesli nie bardziej, jak swiatu na handlu z Chinami.
O lamaniu praw czlowieka w Chinach i Tybecie nie musze tu pisac, gdyz przez caly rok mowiono na ten temat bardzo wiele. Przypomnijmy wiec tylko: handel organami traconych wiezniow, "znikniecia" dysydentow takich jak Wei Jingszeng, ktorego kandydature do Pokojowej Nagrody Nobla 1995 roku wysuneli niedawno amerykanscy kongresmani, przymusowe aborcje i sterylizacje kobiet tybetanskich, ograniczanie i tak fikcyjnych swobod religijnych, arbitralne aresztowania, skazywanie na wieloletnie uwiezienie w trybie administracyjnym itd. Ta lista ciagnie sie w nieskonczonosc. Chcialbym powiedziec tylko jedno: jezeli rzeczywiscie stanowisko Polski w zeszlorocznym glosowaniu w Genewie zawazylo na losach rezolucji, wszyscy ponosimy pewna odpowiedzialnosc za pogorszenie sie sytuacji chinskich opozycjonistow, chrzescijan, Tybetanczykow. Tym razem bowiem decyzji nie podejmowal rzad opierajacy sie na autorytarnej wladzy jedynie slusznej partii, ale rzad wyloniony przez parlament pochodzacy z demokratycznych wyborow.
Minal wiec rok. Wedlug oceny polskiej ambasady w Waszyngtonie "stanowisko jakie Polska zajmie w tym roku w Genewie bedzie przedmiotem szczegolnej uwagi Amerykanow". 26 stycznia br. J. Shattuck, przewodniczacy amerykanskiej delegacji podczas siodmej rundy dialogu amerykansko-chinskiego na temat przestrzegania praw czlowieka, oswiadczyl w rozmowie z ambasadorem RP w Waszyngtonie, ze "USA przywiazuja nadzwyczajna wage do uchwalenia rezolucji w sprawie praw czlowieka w Chinach". Shattuck "podkreslil, ze "wstrzymanie sie Polski od glosu przed rokiem zostalo przyjete w USA z rozczarowaniem, czego nie ukrywalismy w naszych dwustronnych kontaktach". Powodem rozczarowania amerykanskiego oraz innych krajow byl rozdzwiek miedzy polska decyzja a sojuszniczym charakterem naszych stosunkow, polskimi aspiracjami do czlonkostwa w strukturach zachodnioeuropejskich i atlantyckich, a takze aktywnoscia i dorobkiem Polski w pracach genewskiej komisji. Shattuck wyrazil tez nadzieje, ze wszystko to wziete bedzie pod uwage przy podejmowaniu decyzji przez Polske przed tegorocznym glosowaniem".
"Wedlug oceny naszej placowki, stanowisko jakie Polska zajmie w tym roku w Genewie bedzie przedmiotem szczegolnej uwagi Amerykanow. Oprocz argumentow przedstawionych [...] ambasadorowi w Waszyngtonie nasze podejscie w tej sprawie administracja [USA] oceniac bedzie rowniez przez pryzmat "odchylen" od dotychczasowego kursu w polskiej polityce zagranicznej".
W dniu rozpoczecia sie obrad Komisji Praw Czlowieka ONZ Prezydencja Unii Europejskiej zwrocila sie do polskiej placowki dyplomatycznej w Genewie "z wnioskiem o przylaczenie sie Polski do wszystkich deklaracji i projektow rezolucji, ktore na sesji zamierza przedlozyc UE". Podkreslono przy tym, ze "UE przywiazuje szczegolna wage do rezolucji w sprawie Chin".
Nie spi tez dyplomacja chinska. 2 lutego asystent ministra Spraw Zagranicznych Chin, Qin Huasun, wreczyl ambasadorowi Polski w Pekinie list premiera Li Penga do premiera Waldemara Pawlaka oraz "przedstawil prosbe rzadu o poparcie przez Polske stanowiska chinskiego na 51 sesji KPCz w Genewie. Ponadto Qin Huasun "podziekowal rzadowi RP za wstrzymanie sie od glosu w ub.r., "pomimo wywieranych na Polske naciskow, o ktorych wiedzieli [Chinczycy]" i zwrocil sie o jeszcze wyrazniejsze poparcie stanowiska chinskiego na obecnej sesji. Oswiadczyl: "Gotowi jestesmy pozytywnie rozpatrzyc prosbe rzadu RP o poparcie w wyborach do Rady Bezpieczenstwa ONZ". Zapowiedzial przychylne podejscie strony chinskiej do postulatow wicepremiera G. Kolodki zawartych w liscie do wicepremiera Zou Jiahua oraz podkreslil, ze stanowisko zajete przez Polske w tegorocznym glosowaniu bedzie mialo rowniez wplyw na stosunki polsko-chinskie, w tym w organizacjach miedzynarodowych. Nadmienil, ze premier Li Peng ma nadzieje na kolejne spotkanie z premierem Pawlakiem, tym razem w Warszawie". Na marginesie: jesli wywierano na Polske "naciski", o jakich mowi Qin Huasun, to byc moze sprawa przestrzegania praw czlowieka w Chinach nie byla dla naszych wladz tak "odlegla", jak chcial podsekretarz Szymanski?
Z cytowanych tu fragmentow dokumentow polskiego MSZ (warto dodac, ze podkreslenia w cytatach pochodza od urzednikow MSZ) wynika jasno, ze podczas glosowania w sprawie przestrzegania praw czlowieka w Chinach na forum 51 sesji Komisji Praw Czlowieka ONZ w Genewie polska dyplomacja bedzie musiala wskazac, kto ma byc naszym slynnym "strategicznym partnerem". Przekonamy sie wiec juz wkrotce, czy RP zmierza w kierunku Unii Europejskiej i NATO, lub znow uslyszymy z trybuny sejmowej: Angola, Bangladesz, Barbados... Jesli nasi politycy nie chca kierowac sie takimi blahostkami, jak katoliccy biskupi gnijacy w chinskich lagrach czy systematyczne wysilki chinskiego rzadu zmierzajace do zaglady narodu tybetanskiego i jego wiekowej kultury, jesli nasza polityka zagraniczna rzadzic ma wylacznie "racja stanu", to trzeba odpowiedziec sobie na pytanie, co jest nasza racja stanu. Czy zblizenie do zachodnich struktur bezpieczenstwa i Unii Europejskiej, czy tez zblizenie z Chinami i szukanie gwarancji bezpieczenstwa u nich.
Z postawy polskiego MSZ i koalicji, tonu dokumentow, wydarzen minionego roku i, co gorsza, z wypowiedzi urzednikow wspomnianego ministerstwa mozna wnosic, ze nasz rzad zdecydowal juz, jak zaglosuje delegacja polska w Genewie. Jezeli rzeczywiscie tak jest i jesli decyzji tej nie zmieni, na naszym rynku pojawi sie zapewne jeszcze wiecej zabawek produkowanych w chinskich obozach pracy, a do ChRL powedruje kolejnych 200 polskich czolgow. I nawet nie jestem ciekaw, jak bedzie sie nam tlumaczyc, ze wciaz konsekwentnie zmierzamy do Europy, w ktorej zawsze bylismy, a nie ku Angoli, Bangladeszowi, Barbados itd. Az do Wybrzeza Kosci Sloniowej.
Copyright 1995-1997 by Adam Koziel
Powrot do menu Polska i Tybet
Powrot do strony glownej
| |