WARTOSCI AZJATYCKIE

KRZYSZTOF LOZINSKI
Rysunek: Mirosław Owczarek

 

Za dwa dni Aleksander Kwasniewski rozpoczyna wizyte w Chinach. Prezydent kraju demokratycznego odwiedzi kraj, ktory podwaza europejskie standardy praw czlowieka i domaga sie ich rewizji. Kraj reform - i rzadow komunistycznej nomenklatury; sukcesow gospodarczych - i masowych obozow pracy  

Pora napisac od nowa Powszechna Deklaracje Praw Czlowieka ONZ - twierdza wladze Malezji, Indonezji i Filipin. - Uchwalily ja supermocarstwa prawie 50 lat temu i od tamtej pory powstalo ponad sto nowych panstw, ktorych przy jej przyjmowaniu nie bylo. Deklaracja - mowia - preferuje wolnosci indywidualne, ktore nie maja zastosowania w krajach Trzeciego Swiata; prawa czlowieka w Azji powinny byl realizowane poprzez prawa zbiorowe i wartosci azjatyckie.

Powszechna Deklaracja jest dokumentem obowiazujacym panstwa ONZ, nawet jesli nie zostanie przez nie ratyfikowana. Dla wielu rezimow, ktore chcialyby czerpac korzysci z przynaleznosci do ONZ, a jednoczesnie drazni je krytyka za lamanie praw czlowieka, jest to niewygodne. We wschodniej Azji pomysl zastapienia Deklaracji "wartosciami azjatyckimi" popiera dziesiec panstw, poza wymienionymi: Birma (Mianmar), Laos, Kambodza, Wietnam, Tajlandia i Korea Polnocna - i Chinska Republika Ludowa.

W krajach, ktorych rzady preferuja "wartosci azjatyckie", mieszkaja prawie dwa miliardy ludzi. Gdyby pomysl rewizji Deklaracji wyplynal na forum Zgromadzenia Ogolnego ONZ, moglyby go poprzec panstwa islamskie, czesc panstw WNP oraz czesc panstw afrykanskich. Nawet gdyby przepadl, autorytet Deklaracji zostalby znacznie oslabiony.

Made in China

Niewatpliwie motorem calej akcji sa Chiny, ktore od kilku lat glosza wyzszosc "wartosci azjatyckich" nad "europejskim" standardem praw czlowieka, twierdzac, ze nie przystaje on do azjatyckiej tradycji i kultury.

Do tej pory jednak ChRL nie wystepowala otwarcie przeciw prawom czlowieka, ograniczajac sie tylko do zaprzeczania krytykom. Obecne wystapienie jest wynikiem odchodzenia od pewnej liberalizacji zycia, jaka miala miejsce w latach 80., w poczatkowym okresie rzadow Deng Xiaopinga, zmarlego w tym roku wieloletniego przywodcy ChRL. Znaczna czesc zachodniej opinii, zapatrzona w reformy ekonomiczne Panstwa Srodka, nie chce tej zmiany zauwazyc. Tymczasem co roku rosnie w Chinach o 50 proc. liczba wyrokow smierci, osiagajac juz 6 tys. (84,4 proc. wyrokow smierci wydawanych co roku na calym swiecie), zapadaja coraz drastyczniejsze wyroki za drobne wykroczenia polityczne, nie ma juz na wolnosci prawie zadnego aktywnego dysydenta.

Zachod nie zwrocil uwagi nawet na takie wydarzenie, jak stlumienie robotniczych strajkow w lipcu tego roku (co najmniej 200 ofiar smiertelnych); prasa zachodnia skwitowala to kilkuwierszowymi wzmiankami; nie zauwazyla tez peanu na czesc obozow pracy (laogai), zamieszczonego niedawno w pekinskiej "Gazecie Prawnej", ktorej publikacje sa w Chinach drogowskazem dla polityki wewnetrznej.

Chiny mowia: nie

Trzeba zatem w koncu powiedziec wyraznie, ze rezim komunistyczny w Chinach ewoluuje nie w strone demokracji, lecz w strone dyktatury, wspartej silami policji politycznej, najliczniejszej na swiecie zawodowej armii, wielkich azjatyckich gangow i polgangsterskiego biznesu.

W Chinach rzadzi warstwa mandarynow: na wpol biznesmenow, na wpol gangsterow, skorumpowanych aparatczykow, ktorym wszystko jedno, w jakiej dziedzinie robia interesy - rownie dobrze moze to byc branza tekstylna lub elektroniczna, jak i handel narkotykami. Zaczyna byl norma, ze urzednik panstwowy lub oficer policji jest jednoczesnie biznesmenem powiazanym z gangiem. Tej warstwie uwlaszczonej nomenklatury niespieszno do demokracji i przestrzegania praw czlowieka; ludziom tym chodzi przede wszystkim o umacnianie swej wladzy, w czym bardzo przydatna moze byl ideologia nacjonalistyczna, podszyta rasizmem i konfucjanskim negowaniem ludzkiej wolnosci i rownosci.

Przez caly czas rzadow komunistycznych ideologia wojujacego nacjonalizmu byla w Chinach nieodlaczna czescia oficjalnej propagandy. W ostatnich latach wielkochinski szowinizm wzmagala duma z sukcesu gospodarczego; nastroje te ulegly wzmocnieniu po przejeciu Hongkongu. Ogromna popularnosc zyskala seria broszurek pod wspolnym tytulem "Chiny mowia nie", z ktorych czytelnik dowiadywal sie, ze Chiny nie musza juz ulegac zachodniej opinii publicznej i rzadom w kwestiach Tajwanu, Tybetu czy praw czlowieka.

Paradoksalnie, wielu Chinczykow dumnych jest z tego, ze nie poddaja sie "europejskiej koncepcji praw czlowieka". Skazani na oficjalna propagande sa przekonani, ze odrzucanie zachodnich wzorow jest rownoznaczne z postawa patriotyczna. A jednoczesnie ci sami ludzie moga buntowac sie przeciw zniewoleniu i tak jak w 1989 roku wznosic na pekinskim placu Tiananmen Statue Wolnosci. Nie widza w tym sprzecznosci, bo przez pol wieku poddawano ich iscie orwellowskiej "reformie mysli".

Zreszta taki calkowicie zafalszowany obraz swiata zewnetrznego jest dzielem nie tylko 50 lat komunizmu, ale i poprzednich 2000 lat cesarstwa, kiedy ow swiat przedstawiany byl niezmiennie jako obszar zamieszkany przez nieokrzesana dzicz, ktora nie moze sie rownac z Panstwem Srodka, rzadzonym przez Syna Niebios - cesarza.

Podobnie zafalszowana jest historia najnowsza. Wiekszosc Chinczykow wierzy, ze w 1945 r. to Chinska Armia Ludowo-Wyzwolencza zmusila do kapitulacji Japonie. Chlopi pamietaja, ze Deng Xiaoping dal im ziemie, a nie to, ze 40 lat wczesniej ten sam Deng im ja zabieral. Pamietaja, ze rzady Denga zakonczyly okres ciaglego glodu, a nie, ze to komunistyczna gospodarka ten glod spowodowala.

Wiezniowie? Polityczni?

W listopadzie 1991 r. Pekin opublikowal "biala ksiege", zatytulowana "Prawa czlowieka w Chinach". Mozna sie bylo z niej dowiedziec, ze w kraju tym nie ma wiezniow politycznych - w wiezieniach przebywaja tylko ci, ktorzy zlamali prawo, gloszac poglady sprzeczne z obowiazujacymi; samo ich posiadanie nie jest karalne. Autorzy "ksiegi" twierdzili, ze prawa czlowieka realizowane sa w Chinach poprzez "prawa zbiorowe" jak prawo do "stabilnosci panstwa"; gdyby wprowadzic wolnosc slowa i zgromadzen, jak chca tego obroncy praw czlowieka, mogloby dojsc do zaburzen spolecznych, a wtedy panstwo musialoby strzelac, co zagroziloby podstawowemu prawu czlowieka - prawu do zycia; zatem cenzura i wiezienie za gloszenie pogladow sa wynikiem troski panstwa o to najwazniejsze prawo. Poza tym Chiny dopiero wydobywaja sie z zacofania i musza w pierwszej kolejnosci zatroszczyc sie o prawo ludzi do wyzywienia i ubrania. Nie wyjasniono jednak, dlaczego realizacja tych praw wymaga stosowania tortur i egzekucji.

"Biala ksiege" skrytykowala zachodnia prasa i Amnesty International; zyczliwie przyjela ja prasa Pakistanu, Iranu, Iraku i Libii oraz Francuska Partia Komunistyczna.

W odpowiedzi na krytyke Pekin powolal pozarzadowe Chinskie Stowarzyszenie Studiow nad Prawami Czlowieka. Opracowalo ono komentarz "Przestrzeganie praw czlowieka w Chinach i USA", w ktorym dowodzilo, ze w dziedzinie tej sytuacja w Chinach jest lepsza nis w USA. W marcu 1996 r. zostal on opublikowany w gazetach ChRL; jego tlumaczenie otrzymalo wielu zwolennikow chinskiego komunizmu za granica.

Pewien polski sportowiec, ktory wrocil z Chin, opowiadal mi, ze w USA czlowiek, ktory wyjdzie przed bar z kuflem piwa, zostanie pobity przez policje. Te rewelacje pochodzily wlasnie ze wspomnianej broszury - jej autorzy przelozyli amerykanski zakaz spozywania alkoholu w miejscach publicznych na wyobrazenia chinskie (Chinczyk nie zna policji, ktora nie bije).

Ten sam bol, ten sam strach

Chiny forsuja poglad, ze spoleczenstwa azjatyckie wyznaja inne niz europejskie systemy wartosci. Jest to klamstwo. W kulturach azjatyckich obowiazuja inne niz w naszej kulturze obyczaje czy kanony sztuki, ale nie normy moralne. Podstawowe normy moralne najwiekszych religii azjatyckich (buddyzmu, taoizmu i hinduizmu) zasadniczo nie roznia sie od norm wywiedzionych np. z chrzescijanstwa.

Rozroznienie miedzy dobrem i zlem jest dla wszystkich kultur wspolne. Ludzie na calym swiecie jednakowo cierpia z powodu bolu, strachu, glodu i utraty wolnosci. Opowiesci o Chinczykach, ktorzy maja okrucienstwo w genach czy o obojetnych na glod i smierc Hindusach sa takim samym klamstwem jak twierdzenia, ze ludzie w krajach azjatyckich nie moga zaakceptowac Powszechnej Deklaracji Praw Czlowieka, nie wyrzekajac sie wlasnej kultury i tradycji. Przeciez np. Japonia, w ktorej panowal cesarski system rzadow ludzaco podobny do chinskiego, potrafila przeksztalcic sie w kraj demokratyczny, nie tracac swej kulturowej tozsamosci.

Powszechne stosowanie tortur i publiczne egzekucje nie maja zadnego zwiazku z tradycja i kultura. Zaprzestanie tych praktyk w niczym nie zagrozi uprawianiu tai czi i nie spowoduje upadku opery pekinskiej. Upadnie co najwyzej tradycja sprawowania wladzy za pomoca terroru, ale ta "tradycyjna wartosc" obowiazywala przez wieki takze w Europie i gdy upadla, nikt po niej nie placze.

Uzyteczni idioci

Relatywizowanie norm moralnych jest nieodlaczna czescia propagandy komunistycznej, ktora od poczatku mowila o nowej moralnosci "rewolucyjnej" czy "postepowej", odrebnej od moralnosci "burzuazyjnej". Chiny musialy tylko dodac do tego katalogu "wartosci azjatyckie".

Argumentacja ta obliczona jest na tych intelektualistow zachodnich, ktorzy bezkrytycznie egzaltuja sie rewolucyjna egzotyka. Tacy ludzie potrafili usprawiedliwiac zbrodnie popelniane przez komunistow np. koniecznoscia dziejowa lub niezbedna cena przemian. Najczesciej wierzyli, ze sluza dobrej sprawie. Wedlug ujawnionych dokumentow radzieckich agenci KGB na wlasny uzytek okreslali takich ludzi jak Louis Aragon, Jean Paul Sartre czy Upton Sinclair mianem "uzyteczni idioci". Jestem przekonany, ze chinscy oficerowie sluzb specjalnych wyrazaja sie miedzy soba podobnie o wielu dzisiejszych piewcach zaslug Deng Xiaopinga.

Dla wielu zachodnich intelektualistow najwazniejsza byla "romantyka rewolucji". Dobra tego ilustracja jest powiesc Roberta Merle'a "Za szyba", ktorej akcja dzieje sie w srodowisku akademickim Paryza w czasie mlodziezowego buntu 1968 roku. Jedna z bohaterek, by rozwiazac swoje zyciowe problemy, udaje sie do starszego kolegi, uznanego za moralny autorytet, poniewaz posiadl wyzsza wiedze - maoizm.

O ile dla mnie ekscytowanie sie belkotem, jakim sa w istocie "dziela Mao Tse-tunga", jest absurdem, o tyle w snobistycznych kregach Zachodu zapoznawanie sie z nimi uchodzilo za wyzszy stopien wtajemniczenia, zwlaszcza ze byly one zupelnie niezrozumiale. Podobnie niezrozumiale byly dla europejskiego czytelnika wielkie dziela chinskiej filozofii, tyle tylko ze w ich przypadku chodzilo o nieznajomosc odniesien, a w przypadku tzw. mysli Mao wylacznie o to, ze sa po prostu bezsensowne (np. "Im wiecej czytasz, tym stajesz sie glupszy", "Bomba atomowa jest karabinem zrobionym z papieru").

Kibice komunizmu

Jesli klamstwa zawarte w "bialej ksiedze" powtarza czlowiek, ktorego wiedza historyczna jest nikla, mozna to od biedy wybaczyc. Jesli robia to zawodowi historycy i sinologowie, wpadajac przy tym w ton naukowego obiektywizmu, jest to zalosne. Zwlaszcza jesli wie sie, z ktorej strony "bialej ksiegi" te wypowiedzi pochodza.

Prokomunistyczne klakierstwo mozna podzielic na dwa odrebne zjawiska: poglady gloszone przez ludzi otumanionych, ktorzy wierza w to, co mowia, i zwykle, wypowiadane swiadomie klamstwa. Jedne i drugie pojawiaja sie od 80 lat w obronie coraz to nowych rezimow.

W 1938 r., w czasie wielkiego glodu na Ukrainie, wywolanego kolektywizacja, Upton Sinclair pisal: "Moze w ten sposob stracilo zycie milion osob - moze piec milionow - ale czlowiek inteligentny nie moze zapominac, ile milionow zgineloby, gdyby nie dokonano tych zmian. W historii ludzkosci wielkie zmiany spoleczne zawsze wiazaly sie z zabijaniem". A Sartre dodawal: "Czyny komunistow mozemy osadzac tylko w swietle ich dazen". Zatem ten, kto nazywal zbrodnie zbrodnia, stawal sie prostakiem nie rozumiejacym szczytnych celow, a popierajacy zbrodnie - humanista.

Jednak rozgrzeszanie komunistow nie jest tylko zachodnia specjalnoscia. Oto przyklady podobnych wypowiedzi, opublikowanych badz wygloszonych w ostatnim czasie w Polsce (cytuje je bez podawania nazwisk, poniewaz nie chodzi mi o publiczne pietnowanie kogokolwiek, tylko o ilustracje zjawiska):

Na temat wydarzen na Tiananmen:
  Masakra na Tiananmen przeprowadzona zostala "w imie spokoju", bo "gdyby w Chinach zapanowala anarchia, kapital [zagraniczny] natychmiast by sie wycofal" (sinolog, publicysta);
  "Na placu Tiananmen nikt nie zginal, a [zmasakrowane] ciala, ktore widac na zdjeciach, to ludzie, ktorzy padli na ziemie, bo slyszeli strzaly" (politolog, byly korespondent z ChRL);
  "Historia oceni kiedys sprawiedliwie, czy Deng w tym przelomowym momencie stchorzyl, czy tez wybral >>mniejsze zlo<<, zeby nie pograzyc kraju w chaosie politycznej walki o nie dajacych sie przewidziec konsekwencjach" (sinolog, korespondent z ChRL).

Na temat praw czlowieka:
  "Chinczyk, aby zaakceptowal europejska koncepcje praw czlowieka, musialby przestac byl soba" (historyk, profesor);
  "Spoleczenstwo chinskie cieszy sie teraz nie tylko dobrobytem, ale i swobodami, jakich nigdy dotychczas nie zaznalo" (sinolog, profesor);

O prawie mieszkancow Hongkongu do samostanowienia:
  "Opinia 5-6 milionow jest wazna, ale o wiele wazniejsze jest zdanie miliarda obywateli ChRL, a ci pragna powrotu Hongkongu do macierzy" (sinolog, publicysta).

O obozach pracy laogai:
  "Gdyby wiezniowie w obozach nie pracowali, to byloby im jeszcze gorzej, bo te obozy bylyby biedne" (sinolog, profesor).

Autorzy tych wypowiedzi byc moze sami wierza w to, co mowia. Nie potrafie sobie jednak wyobrazic, by ludzie z wyzszym wyksztalceniem nie mieli swiadomosci klamstwa, gdy rozpowszechniaja informacje calkowicie juz nieprawdziwe. Oto probki z polskich mediow:

"Chiny po raz pierwszy w historii uwolnily sie od odwiecznej kleski glodu". Nieprawda, w czasach historycznych glod pojawial sie w Chinach tylko w okresach wojen lub kataklizmow. Najdluzsza w historii kleske glodu spowodowala gospodarka komunistyczna. Obecnie nie ma glodu dopiero od 15 lat, co w skali historii Chin nie moze byl interpretowane jako ostateczna likwidacja problemu.

"Po raz pierwszy w historii Chin przeprowadzono demokratyczne wybory [w 1996 roku]". Nieprawda. Przeprowadzono glosowanie na szczeblu wladz lokalnych, na wzor glosowan w PRL, gdzie wynik byl z gory ustalony. Tymczasem w 1913 roku Chiny mialy demokratycznie wybrany parlament.

"Po raz pierwszy w historii prowadzi sie kodyfikacje prawa i wprowadza instytucje sadow". Bylaby to prawda, gdyby do slow "w historii" dodac "rzadow komunistycznych". Pierwszy kodeks w historii Chin powstal w VII w. n.e. (najstarsze opisy rozpraw sadowych - inskrypcje na skorupach zolwi - pochodza z okresu przed Chrystusem); pozniej byly inne kodeksy, a w koncu "Wielki kodeks Qingow", obowiazujacy az do 1911 r. Obecny kodeks karny ChRL (doslownie "ustawa o karach") nie jest od nich o wiele lepszy. O zakresie dowolnosci w jego interpretacji swiadczy najlepiej to, ze sklada sie zaledwie z kilku kartek.

Pod koniec 1996 r. pojawila sie w polskich mediach informacja, ze w chinskim prawie procesowym wprowadzono zasade domniemania niewinnosci. Przyznam, ze w pierwszej chwili sam sie na to nabralem. Informacja ta zostala nastepnie uzyta do uzasadnienia opinii sadu o prawnej dopuszczalnosci ekstradycji malzenstwa Mandugequich do Chin.

Zjawiska prokomunistycznego klakierstwa nie mozna lekcewasyc. Na opiniach ludzi z naukowymi tytulami opieraja swoje decyzje urzedy i rzady. Mielismy niedawno u nas dwa przyklady takich dzialan. Byla to proba namowienia ministra sprawiedliwosci do zawarcia z Chinami umowy o ekstradycji oraz storpedowanie koncertu na rzecz Tybetu przez Polsko-Chinska Izbe Gospodarcza.

Nie strzelac do wlasnej bramki

Na wezwanie do rewizji Powszechnej Deklaracji Praw Czlowieka, wysuniete na konferencji ASEAN-u, zareagowali ostro przedstawiciele USA i Unii Europejskiej. Nie mozna jednak wykluczyc, ze pomysl ten zyska nieoczekiwanych sojusznikow. Np. w 1996 r. w Komisji Praw Czlowieka ONZ nie doszlo do glosowania rezolucji potepiajacej Chiny wskutek sprzeciwu Francji, ktorej zalezalo na zawarciu kontraktu na sprzedaz samolotow Airbus (w 1994 r. do glosowania tej rezolucji nie doszlo wskutek postawy delegacji polskiej). W 1995 r. policja francuska aresztowala prewencyjnie czlonkow Amnesty International, by nie zaklocali wizyty premiera Chin Li Penga.

Chiny potrafia niezwykle sprawnie operowac grupami swoich zwolennikow w krajach Zachodu, organizowac ich w skuteczne grupy nacisku i straszyc kraje Zachodu oziebieniem stosunkow gospodarczych, np. sankcjami gospodarczymi - i mimo ze Chiny stracilyby na tych sankcjach duzo wiecej niz Zachod, szantaz ten dziala.

Jesli rzady krajow demokratycznych zlekcewaza proby rewidowania Powszechnej Deklaracji Praw Czlowieka i zajma postawe kunktatorska, jak np. wspomniany rzad Francji, to grozi nam, ze pewnego dnia obudzimy sie w swiecie "wartosci azjatyckich". Dominacja zachodnich demokracji w swiecie jest bardzo krucha, a proporcje ludnosciowe stale zmieniaja sie na nasza niekorzysc.

 

Krzysztof Lozinski - dziennikarz, publicysta piszacy glownie o Chinach, autor ksiazki "Pieklo Srodka" o lamaniu praw czlowieka w tym kraju. Za opublikowane w "Gazecie" artykuly na ten sam temat otrzymal w 1995 r. nagrode w konkursie zorganizowanym przez Amnesty International i Fundacji Batorego

Artykul ten ukazal sie w Gazecie Wyborczej w wydaniu 15-16.11.1997

 

Powrot do menu Po chinsku     Powrot do strony glownej