Przemoc nam nie pomoże
Z Khedupem Dongretsangiem, wiceministrem ds. religii i kultury rządu tybetańskiego na wychodźstwie, rozmawia Krzysztof Renik

- Dlaczego w strukturach rządu tybetańskiego na wychodźstwie religia i kultura znalazły się w jednym ministerstwie? Skąd to połączenie?

- To proste. Nasze społeczeństwo stworzyło zupełnie wyjątkowy rodzaj cywilizacji, w którym religia i kultura są ze sobą ściśle połączone. Nawet więcej - są jednością.

- A czy jest możliwe kierowanie obiema sferami zagadnień przez tych samych ludzi?

- Właśnie ze względu na wyjątkowość tybetańskiej kultury jest to zupełnie naturalne. Nasza cywilizacja nie oddziela sfery świeckiej od sfery religijnej. Dlatego jedno ministerstwo może się zajmować i religią, i kulturą.

- Czy to oznacza, że korzysta Pan w swej pracy także z pomocy oficjalnej wyroczni rządu tybetańskiego, czyli buddyjskiego mnicha, który w stanie transu doradza na przykiad Jego Świątobliwości Dalajlamie?

- Nie jest to codzienna praktyka, ale kiedy mnich, który jest wyrocznią i w którego ciało w czasie transu wchodzi bóstwo, zaczyna przepowiadać przyszłość albo doradzać, to pytam także o sprawy religii i kultury. Trudno mi w tej chwili podać przykłady pytań, na które odpowiada wyrocznia.

- Co w takim razie jest najważniejszym zadaniem urzędu, który Pan sprawuje?

- Najważniejszym zadaniem jest zachowanie i rozwijanie kultury tybetańskiej. Dotyczy to przede wszystkim tego wszystkiego, co Tybetańczycy zachowali na wychodźstwie. Kultura tybetańska na terenie Tybetu została bowiem zniszczona po 1959 r., kiedy to Dalajlama XIV został zmuszony do opuszczenia ojczyzny. Dlatego też naszą główną troską jest ochrona całego dziedzictwa kulturowego i religijnego, które zostało przeniesione poza obszar Tybetu. Jest ono rozwijane zarówno w tybetańskich instytucjach świeckich, jak i w klasztorach, które powstały na wychodźstwie.

- Gdzie tkwi największe zagrożenie dla kultury i tradycji tybetańskiej na wychodźstwie?

- Największe problemy mieliśmy we wczesnych latach sześćdziesiątych, kiedy to przychodziło nam budować pierwsze instytucje na wygnaniu. Potem sytuacja zaczęła się poprawiać, ale nie oznacza to, że nie widzimy zagrożeń. Jednym z największych jest zetknięcie się naszych rodaków, uchodźców, z odmiennym typem zachowań, z innymi obyczajami, z innym typem moralności. Dostrzega to rząd na wychodźstwie, dostrzega to także Jego Świątobliwość Dalajlama. W wyniku tego zetknięcia się z odmienną obyczajowością część Tybetańczyków na wygnaniu traci swój tradycyjny system wartości, obniża się poziom ich życia moralnego i etycznego.

W tradycyjnym systemie wartości narodu tybetańskiego niezwykle ważne miejsce zajmowały postawy etyczne i moralne. Jeżeli na wychodźstwie nasi rodacy utraciliby tę wrażliwość etyczną i moralną, byłoby to największe zagrożenie dla naszej cywilizacji i naszego dziedzictwa kulturowego i religijnego. Na emigracji jesteśmy bezustannie konfrontowani z innymi modelami zachowań, często musimy się do tych modeli adaptować i to jest dla nas poważny problem i zagrożenie. Ochrona naszej tradycyjnej wrażliwości moralnej i etycznej jest ważna, jak sądzę, nie tylko dla nas. Ta wrażliwość, o ile zostanie zachowana, może być przydatna także wspólnocie międzynarodowej, ludziom innych cywilizacji i innych kultur.

- W jaki sposób scharakleryzowałby Pan wpływ kultury zachodniej - z którą Tybetańczycy, także młodzi Tybetańczycy na wychodźstwie, są nieustannie konfrontowani - na społeczność tybetańską na emigracji?

- Rzeczywiście, Tybetańczycy, szczególnie młodzi, mają ogromnie wiele kontaktów z cywilizacją i kulturą Zachodu. Kontakty te owocują adaptacją naszej młodzieży do wzorców życiowych społeczeństw zachodnich, do przejmowania modelu życia społeczeństw zachodnich. To nie ulega wątpliwości.

- Czy ten proces niesie zagrożenie dla tybetańskiej tożsamości ?

- Jeżeli uda się nam mimo wszystko zachować tradycyjną wrażliwość moralną i etyczną, a także zasady myślenia pozytywnego, to nie uważam, że proces taki jest groźny.

- Mówi Pan "jeżeli"; czy to oznacza, że ma Pan wątpliwości co do możliwości obrony owej wrażliwości moralnej i etycznej ?

- Cóż, wzorce cywilizacji opartej na przemocy są bardzo silne. Ich zwycięstwo zniszczyłoby rzeczywiście naszą tożsamość. Jest jeszcze inne zagrożenie. Materializm i sprowadzanie całej działalności ludzkiej do zarabiania pieniędzy. To także odbija się bardzo niekorzystnie na naszej wspólnocie emigracyjnej i - trzeba otwarcie to powiedzieć - jest już w niektórych kręgach dość powszechne. Obawiamy się tego i chcemy temu przeciwdziałać.

- Czy młode pokolenie Tybetańczyków jest jeszcze zainteresowane tradycyjnym dziedzictwenr Tybetu, wzorcami kulturowymi i religijnymi, które zostaly w Tybecie wypracowane przed laty?

- Najlepszą odpowiedzią na to pytanie jest fakt, iż każdego roku setki młodych Tybetańczyków uciekają z Tybetu, by poza granicami naszej ojczyzny móc żyć zgodnie z tradycyjnymi wzorcami. W Tybecie nie ma wolności, nie wolno kultywować tradycyjnej kultury tybetańskiej i życia religijnego. Mamy w tej chwlli w Indiach 8000 młodych ludzi, którzy studiują tutaj właśnie po to, by zachować swoją tożsamość i swoje dziedzictwo.

Oczywiście, jak w każdej społeczności, także w naszej jest pewien margines, który odchodzi od tradycyjnej wizji życia, od własnego dziedzictwa cywilizacyjnego. Ale większość chce to dziedzictwo zachować i rozwijać.

- Czy podobnie jest z religijnością? Czy młode pokolenie Tybetańczyków nadal darzy autorytetem duchowieństwo buddyjskie i instytucje życia religijnego, takie choćby jak klasztory, odgrywające przecież w tradycji tybetańskiej kluczową rolę?

- We wszystkich instytucjach edukacyjnych, które powołaliśmy do życia na emigracji, jest nauczana nasza religia. Od szkół typu podstawowego, po wyższe uczelnie istniejące przy klasztorach. We wszystkich tych placówkach są nauczyciele religii, którzy z pełnym poświęceniem przekazują naszej młodzieży wiedzę religijną.

- Jaką rolę przypisuje Pan szkołom w dziecięcych wioskach tybetańskich zorganizowanych w wielu miejscach Indii?

- Zasadniczym celem tych szkół jest przekazanie tybetańskiej młodzieży nowoczesnej wiedzy przy jednoczesnym kultywowaniu w tych szkołach naszej tradycji, religii, dziedzictwa kulturowego. W emigracyjnym życiu funkcjonuje jeszcze wiele innych instytucji, których cele są podobne. Bez takich instytucji nie byłoby możliwe ocalenie naszej tożsamości. Od 1959 r., kiedy to nasze instytucje zaczęły być systematycznie niszczone w Tybecie, rozpoczął się proces reaktywowania ich na wychodźstwie. Do tej pory powstało ich blisko 200. Gdyby me powstały, gdyby nie zaczęły działać na emigracji, niemożliwe byłoby ocalenie naszego dziedzictwa.

- Nie obawia się Pan, że na emigracji, w sytuacji gdy religia nie jest prześladowana, gdy jest przekazywana niemal urzędowo, uczucia religijne wśród mtodzieży mogą słabnąć? Życie religijne w Tybecie jest zakazane, jego kontynuacja jest tam formą sprzeciwu wobec okupacji. Na emigracji jest inaczej.

- W tym, co Pan powiedział, jest wiele prawdy. Gdy porównuję młodzież, która uciekła w ostatnich latach z Tybetu, z młodzieżą, która urodziła się na emigracji, widzę pomigdzy tymi dwiema grupami ogromną różnicę. Ci z Tybetu są w pewien sposób bliżej religii i praktyki religijnej. Jest dla nas wielkim zadaniem, byśmy umieli zintegrować te dwie grupy. Chodzi o to, by ci, którzy uciekli i nadal uciekają z Tybetu, byli dla nas wzorem, gdy idzie o stosunek do tradycji i religii. Powiem jeszcze coś więcej. Musimy bardzo uważać, by w chwili, w której Tybet odzyska niepodległość i będziemy mogli wrócić do ojczyzny, nie nastał w naszej społeczności czas materializmu i patrzenia wyłącznie na Zachód.

- A jaka jest pozycja kleru buddyjskiego i buddyjskiej hierarchii u młodzieży tybetańskiej?

- Zgodnie z naszym przekonaniem kler buddyjski powinien odgrywać kluczową rolę w przekazywaniu młodemu pokoleniu tradycji i dziedzictwa. Bardzo staramy się o to, by stworzyć mnichom i mniszkom możliwości takiej działalności. Nie oznacza to oczywiście, że kler jest zamknięty w klasztorach i nie ma kontaktów ze światem, także ze światem zachodnim. Nasi duchowni wiele podróżują, poznają inne tradycje i kultury. Także dzięki temu nadal są autorytetami dla tybetańskiej młodzieży.

- Wśród części tybetańskiej młodzieży emigracyjnej pojawił się w ostatnim czasie pomysł odrzucenia idei walki o wolny Tybet metodami pokojowymi. Ci młodzi ludzie powiadają, iż niestosowanie przemocy, o co tak bardzo zabiega Dalajlama XIV, nie prowadzi do odzyskania ojczyzny. Czy to oznacza, że w społeczności tybetańskiej pojawiła się opozycja wobec polityki prowadzonej przez Jego Swiątobliwość XIV Dalajlamę?

- Rzeczywiście, pojawiły się takie głosy. Ale to nie oznacza, że w obrębie emigracyjnej społeczności tybetańskiej powstała jakaś zorganizowana opozycja wobec polityki Jego ŚwiątobIiwości i naszego rządu. Znaczna większość rodaków, także nasze elity polityczne, stanowczo odrzucają pomysł zaniechania pokojowej walki o wolny Tybet i wejścia na drogę przemocy. Uważamy, że jedynie droga pokojowa może nas doprowadzić do celu. Przemoc w niczym nam nie pomoże.

- Czy jednak takie głosy nie doprowadzą do konfliktu wewnątrz wspólnoty emigracyjnej, nie osłabią pozycji Dalajlamy XIV w przyszłości?

- Nie wierzę, by takie dyskusje mogły doprowadzić do konfliktu, do rozbicia naszej wspólnoty, czy wreszcie do osłabienia znaczenia Jego Świątobliwości. Te dyskusje bowiem prowadzą ludzie, którzy mogą mieć odmienne zdania w pewnych kwestiach, ale mają wspólny cel.

- A co jest dla emigracyjnej społeczności tybetańskiej największym obecnie problemem?

- Fakt, że ciągle nie wywalczyliśmy niepodległości Tybetu. Dharamsala, kwiecień 1998 r.

 
Za Przeglądem Powszechnym, nr 7-8'98

 

Powrót do menu Religia i kultura     Powrót do strony głównej