Dygnitarz tybetański, przedstawiony w filmie jako zdrajca, podważa wiarygodność fabuły

 
 
Hong Kong, 30 marca (AFP) - Jeden z dygnitarzy prochińskiego rządu tybetańskiego stwierdził, że amerykański film o austriackim himalaiście, który trafia do Tybetu i zostaje nauczycielem Dalajlamy, opiera się głównie na fikcji.

88-letni Ngapo Ngawang Jigme ocenił, że obraz Chin przedstawiony w filmie "Siedem lat w Tybecie" jest niesprawiedliwy. W wywiadzie dla gazety "South China Morning Post" stwierdził, że "żadne z wydarzeń w filmie, nie licząc kilku błahostek, nie odpowiada faktom".

Jigme, który w 1950 r. wspomagał oddziały chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej zajmujące Tybet, czuje się urażony przedstawieniem go w filmie jako zdrajcy. - Nie miałem wcześniej żadnych kontaktów z chińskimi komunistami. Nic nie wiedziałem o komunizmie - mówi. Nadal jest przekonany, że Tybetańczycy nie mieli wówczas żadnej szansy na opór. - Nie mieliśmy broni, nie byliśmy wyszkoleni. Jak mogliśmy wygrać tę bitwę? - pyta. Jigme był jednym z Tybetańczyków, którzy podpisali w Pekinie umowę z władzami chińskimi, która legitymizowała wejście wojsk chińskich do Tybetu.

Jigme twierdzi, że większość wydarzeń przedstawionych w filmie nigdy nie miała miejsca. Także to, kiedy przesyła Harrerowi w prezencie kurtkę. - To po prostu bzdury, nawet przez myśl by mi nie przeszło wysyłać mu taki prezent. - dodaje.

 

Powrót do menu Siedem lat w Tybecie     Powrót do strony głównej